Twój poprzednik zginął w odmętach ognia - pomyślałam patrząc na nową okładkę zeszytu, w którym będę zapisywała kolejne chore myśli, w którym będę ukrywała dni, z jakimi sobie nie radzę - Mam nadzieję, że Ty tak nie skończysz, chociaż, każdy się wypala, niektórzy wolą spłonąć. Ja osobiście wolałabym wersję spod numeru 2, jednak zatrzymałam się na punkcie pierwszym, i wciąż nie mogę ruszyć dalej.
Mój poprzedni pamiętnik znał mnie, i moją historię, niestety Ty, nie poznasz mnie od początku.
Myślę, że z pamiętnikami jest tak, jak z ludźmi. Przychodzą, odchodzą, poznają nas od jakiegoś momentu życia. Jedni nas znoszą, inni, najchętniej zniszczyliby, za sam wygląd zewnętrzny. Jedynym pozytywem papierowych przyjaciół jest to, że chociaż nigdy nic nam nie doradzą, zmuszają nas do myślenia, a co najważniejsze, nigdy nas nie skrytykują .
- Nie obchodzi mnie, żadne słowo wypowiedziane z Twoich ust w moją stronę - krzyczał - ten Ja, który coś do Ciebie czuł, nie zauważyłaś, że On zniknął ? Ślepa, naiwna. - mówił.
Patrzyłam stojąc bez ruchu, trzymając w rękach bukiet czerwonych róż, które jak myślałam, były prezentem powitalnym. Ani przez moment przez moją głowę nie przeszły myśli, że może być to ostatnia rzecz jaka jeszcze nas łączy. Pożegnalny bukiet róż. Moich ulubionych.
- Ale Filip - jęknęłam prawie przez łzy, ściskając z niesamowitą siłą łodygi kwiatów, których ostre kolce wbiły się w moje trzęsące się dłonie, i na bladym zakończeniu rąk, można było spokojnie dostrzec krople czerwonej, niczym kwiaty krwi.
- Filipa tu nie ma. Nie zauważyłaś? Nie ma Filipa teraz, i nigdy więcej już go tu nie ujrzysz. A teraz daj mi cierpieć w samotności.
Wyszłam, wyszłam tak po prostu najzwyczajniej w świecie. Wróciłam do domu, kwiaty ustawiłam w wazonie, na szafce niedaleko łóżka. Nauczyłam się ignorować jego chore zachowanie spowodowane, właściwie, niewiadomo tak naprawdę czym.
Około 16 mama zawołała mnie na obiad. Kotlet schabowy, kilka ziemniaków, ogórki kiszone. Sok pomarańczowy w szklance. Witam w świecie mojej chorej fantazji. Patrzę na talerz, starając się nie dostrzegać ilości jedzenia którą mój żołądek musi dzisiaj przyswoić.
Widelec, nóż, widelec, szklanka z sokiem, nóż, widelec. Kilka dźwięków z durnego serialu, który akurat ogląda mama. Widelec, sok. Koniec.
- Mamo, położę się, coś źle się czuję.
Odeszłam od stołu, zasunęłam krzesło, wzięłam do ręki talerz, dopiłam resztkę soku, i udałam się w stronę łazienki.
Dwa - pomyślałam - dwa palce wewnątrz gardła, i już, będzie Ci lżej. Nachyliłam się nad otwartą muszlą, spojrzałam w tą, właściwie przezroczystą wodę, którą zaraz zmętniły moje wymiociny.
Aż dziwnie łatwo dzisiaj poszło - pomyślałam wstając i podchodząc do umywalki - Jasna Cholera ! Mamo ! Chodź tu, proszę.
Weszła do toalety, podparła się o ścianę, i momentalnie zbladła.
- Amelia, proszę Cię, znów zmuszasz się do torsji ?
- Nie mamo, znów zmusiłam się do tego, aby zjeść cały obiad.
Spojrzała na mnie bezradnie, wychodząc z toalety, po to , by zaraz wrócić ze ścierką, i posprzątać umywalkę, oraz lustro, które udało mi się załatwić, zabrudzić wymiocinami po odejściu od toalety.
Godzina 20.03 jestem wykończona. Dobrej nocy Pamiętniku.
Amelia.
PS." bo nie obchodzą mnie te wszystkie dni, kiedy jest źle "
ciekawe ;)
OdpowiedzUsuńpodoba mi się. więcej <3
OdpowiedzUsuńczekam na dalsze ;D
OdpowiedzUsuńczytałam na bieżąco poprzedniego Twojego bloga z opowiadaniem.
czy już zakończyłaś jego działalność ? ;>
Kabanooos.
myślę, że tamten blog już się skończył, pomyślę, może Krystian dorwie się do pamiętnika Aurelii, na ten moment tamten blog się zakończył ;)
OdpowiedzUsuń