wtorek, 20 marca 2012

wtorek 20 marca 2012.

Zgubiłam się. Jestem gdzieś między realnym światem zapełnionym pretensjonalnymi ludźmi, a światem marzeń, szczęścia, miejscem gdzie ciągle świeci słońce, problemy są znikome, a właściwie nie są problemami. I wracam do tego świata, wracam wciąż, co noc. Co noc umieram, po to by ożyć tam, w waszej krainie snu, a w moim codziennym, a właściwie, conocnym życiu, jeżeli można tak to nazwać.
Jestem tu pierwszy raz od tygodnia. Oczywiście w tym świecie, u Ciebie nie było mnie trochę dłużej, wybacz, to przez ten stres, przez to wszystko. Pamiętniku. Obudziłam się dzisiaj z tygodniowej śpiączki.
Jak tu wylądowałam? Słyszałam, że zemdlałam, słyszałam też, że zachlana wpadłam na środek jezdni, i zostałam potrącona przez auto.  Nie wierzę w wersje nr. 2 opowiadaną sobie przez pielęgniarki jeszcze w czasie kiedy wsłuchiwałam się w świat z zamkniętymi oczyma i bezwładnością w kończynach. Przecież jestem bulimiczką, nie pijaczką. Czuję ból głowy jak gdyby coś z niesamowitą siłą w nią uderzyło. Podnoszę rękę, czuję szwy. Tak, na głowie.
Zamykam oczy. Zaczynam powoli wszystko sobie przypominać.
Obiad.
Stół, szał.
Krzyk matki w momencie kiedy odmawiam zjedzenia reszty obiadu.
Po chwili lekki obrót głowy, i torsje na podłogę. Kolejne jej krzyki.
Wstaję, łapię szybko bejsbolówkę, trzaskam drzwiami, zakładam buty.
Wychodzę.
Słyszę głos, krzyczy do mnie, woła ' BIEGNIJ ' więc biegnę, krzyczy ' NIE ROZGLĄDAJ SIĘ ' więc nawet nie myślę, aby to robić. Dobija się do mojej świadomości słowami ' BIEGNIJ SPOKOJNIE, CHRONIĘ CIĘ ' więc biegnę środkiem ulicy. Światło . Krzyczę do głosu ' co ze światłem ' on odpowiada " ŚWIATŁO JEST DOBRE, BIEGNIJ W NIE' więc biegnę. Uderzenie. Czuję że coś miażdży moje kości. ' TO NIE BÓL, WYDAJE CI SIĘ ' krzyczy głos. No więc, przestaję czuć ból.
Czuję tylko, że moje wnętrze jest rozpierdolone na milion kawałków, haczących o moje sumienie, wbijające się w nie , dodatkowo kalecząc niesamowicie moje serce. - TĘSKNIĘ mówi głos. - kawałki wbijają się w żołądek i idą dalej. - TĘSKNIĘ, CHODŹ DO MNIE woła mnie wciąż. - dochodzą do rąk, nóg, mózgu. Krwawię od środka czymś dziwnym, czyżby tęsknotą? - Ja też TĘSKNIĘ - odpowiadam. - ale Ciebie już tu nie ma, a ja muszę żyć, chcę! - krzyczę. - ALE TĘSKNIĘ, ZROZUM - woła błagalnie. - też tęsknię - krzyczę chyba nie na głos, chyba tylko w podświadomości lecz z równie wielką siłą. tęsknię. - CHODŹ DO MNIE, BĘDZIEMY TU RAZEM, JUŻ NIGDY NIE BĘDZIE ŹLE. - głos wciąż woła, krzyczy, pragnie, żebym była. Znam go. Znam ten głos. - nie mogę, proszę Cię, daj mi żyć, odwiedzaj mnie, bądź przy mnie, będę żyć tak, abyśmy obydwie cieszyły się z wszystkich tych lat, AURELIO.

Na sale wchodzi lekarz, za nim mama, ojciec. 
Patrzę na nich. Nie mówię nic. Nie chcą, żebym mówiła, widzą, że jestem w szoku.
Pamiętniku, Aurelia chce abym była obok niej, błagam, niech to ona będzie przy mnie.
nawet nie wiem, skąd wziąłeś się razem ze mną w szpitalu. Dobrze, że jeszcze tak mało o mnie wiesz.


a Ciebie, nie widziałam już miesiąc.
_______________________________________________________________________

PS. Dla osób nieczytających wcześniejszego bloga . Historia Aurelii - Klik.